niedziela, 14 czerwca 2009

Praga płonie, warszawka tonie, czy jakoś tak



Tzw 'niealkoholowe imprezy GiLA'. Zaniemogłam od 9 do 14. czuje się jakby była 10. Jako, że obiecałam gospodarzowi opisać te zacną posiadówę zabieram się do dzieła. No tak, wiem, miał być fotoblożek, ale blogspoty teraz takie pro-o-o (bardziej niż fotografowie feszyn ; ' d).
Pamiętam,że rado miał dobre śliwki. Koniec.

Nasze miasto wysypało tekturowymi żubrami. w drodze powrotnej Cina prawie mnie na jednego władował. Na szczęście odzyskałam trzeźwość umysłu.
Poza tym, co do plusów to doczekałam się zdjęcia 'Rado z mikserem'. W sumie Pinki też je ma, więc życie az tak nie syci.

Muszę przeliczyć drobne, bo coś czuję, że zaraz kopsnę się po modeline.


Ale wiem o co chodzi.

3 komentarze:

  1. jak poszłaś stwierdziłam: jest zajebiście, więc nie marudź dziecko. do siebie stwierdziłam.

    o ja.

    OdpowiedzUsuń
  2. te te zwierzęta som dobre na ulicach :D to jakas przejsciowa epidemia, czy z miasta zakochanych i aniołów zmieniamy sie w miasto zwierzat dzikich?

    dzienks ; *

    OdpowiedzUsuń